czwartek, 19 kwietnia 2012

Never give up. Never.

Dzisiejszy dzień należy do tych "cholernie ekstremalnych". W szkole 8 lekcji, na końcówce 2 wf-y, gramy w piłkę na orliku z drużyną przeciwną z naszej klasy wygrywamy 2-0 i gram tak sobie potem z dwa lata starszymi chopakami no i dostajemy baty 3-0. Później jeszcze raz gramy z nimi i idzie 1oo razy lepiej niestety tracimy gola... niektórzy na profilu teleinformatyk są tak... nieogarnięci, że szkoda słów bo jak ktoś woli podziwiać ptaki na niebie niż patrzeć swojej bramki to potem się przegrywa, gramy na remis przegrywamy z 3 klasą 1-0.

Koniec pierwszej godziny WF. Schodzę z boiska i oczywiście kilka nieogarniętych niedowiarków podbija Cię komentarzykami chcąc wpoić ci presję "co tak słabo Dawid?" "Ale cienko Dawid, cienko". Idę do łazienki, obmywam twarz wodą i wracam na drugą godzinę.

Zemsta jest jednak słodka. Tym razem wchodzę bezbłędnie psychicznie w meczyk i rozpierdalam przeciwników na boisku (tak tak, tych co byli tacy cwani w gadce :)) nie mają żadnych szans. Są rozwaleni na kawałki, ich defensywa nie istnieje, bije ich o kilka klas. Strzelam dwa gole, akcje wychodzą nam fantastyczne. Wygrywamy 5-0. Tak się zatyka mordy frajerom, a ja wiem, że znowu forma cały czas dopisuje i zaczynam już powoli myśleć o treningu. Dostajemy jeszcze mecz z przeciwnikami, znowu gramy bardzo dobrze jest 2-1 do nas potem oczywiście defensywa na wakacjach i 2-2. Sam meczu nie wygram tymbardziej jak mój kolega wkopuje sobie piłkę do własnej bramki i przegrywamy 3-2. Rozumiem ktoś po prostu może nie lubieć tego sportu ale krew mnie zalewa jak patrzę na niektórych... tak jakby wgl nie mieli włączonych mózgów...

Do domu wracam o 16:00, zmęczony idę na obiad, obdzwaniam wszystkich by ktoś mnie zabrał na trening i za 10 minut spadam zdobywać kolejne doświadczenia piłkarskie. Muszę trochę obniżyć pewność siebie bo czuję, że za szybko wzrosła niemniej liczę na dobry trening i późniejszy mecz w Niedzielę.

THE BLUES <3 1-0! Good Luck.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz